Indie Południowe

Data publikacji: Poniedziałek, 3 styczeń 2011

Relacja z podróży po południowych Indiach naszego pilota Lucjana Sztaby

29.12.2010
Po 48 godzinnej podrozy z Delhi wysiadlem na dworcu Ernakulam w poludniowoindyjskim stanie Kerala. Krotki spacer do promu i po kilkudziesieciu minutach bylem na wyspie Fort Cochin, na ktorej swe pietno odcisneli Holendrzy, Portugalczycy a w XIX wieku Anglicy. Miejscu gdzie schronili sie zydowscy uciekinierzy po zniszczeniu Jerozolimy przez Rzymian. Wreszcie wybrzezu gdzie chinscy osadnicy w XV wieku wybudowali slynne olbrzymie sieci rybackie, bedace jednym z symboli i najwiekszych artakcji turystycznych Kerali.
Sporo czasu minelo zanim znalazlem wolny pokoj w hotelu - jestem w szczycie sezonu turystycznego. Zmeczenie podroza i 30 stopniowy upal powoduja ze postanawiam zobaczyc dzisiaj tylko chinskie konstrukcje. Jest ich kolkanascie ale nikt na nich nie pracuje. Na pobliskim bazarze rybnym dowiaduje sie ze wczesnie rano mozna jeszcze zobaczyc je w uzyciu. Na straganach olbrzymi wybor owocow morza: od powiazanych homarow przez roznokolorowe ryby tropikalnego morza az po rekiny. Dostrzeglem nawet rybe-mlota.
Dzien koncze ogladajac zachod slonca w przepieknej scenerii, degustujac lokalne specjaly (m.in.przepyszne panierowane banany smazone na glebokim oleju!).

30.12.
Kilka min. po 4 wyrywa mnie ze snu glosne nawolywanie muezina na poranna modlitwe. Nie zauwazylem nawet ze moj hotel sasiaduje z niewielkim meczetem, ktorego minaret dysponuje poteznymi glosnikami. Na wyspie dominuja koscioly i meczety, swiatyn hinduistycznych jest niewiele. I wszechobecna zielen, setki palm gdziekolwiek by nie spojrzec. Dzisiaj zwiedzam kosciol sw. Franciszka gdzie w 1524 roku odbywalo sie naborzenstwo pogrzebowe Vasco da Gamy oraz bazylike Santa Cruz, rowniez XVI wieczna. Bylem troche rozczarowany - kosciol ani tak zachwalana w przewodnikach bazylika nie zachwycaja. Przez ponad godzine wedrowalem na druga strone wyspy. Ciekawa pokolonialna architektura i naprawde przyjazni ludzie sprawiaja ze jest to duza przyjemnosc. Zwiedzam jeszcze dosc interesujacy XVI wieczny Palac Holenderski i synagoge z tego samego okresu w dawnej dzielnicy zydowskiej. Popoludnie spedzam w sklepach-antykwariatach dysponujacych eksponatami ktorych pozazdrosciloby im niejedno muzeum. W wielu miejscach antykwariusze ciekawie opowiadaja o wystawionych na sprzedaz przedmiotach i niemal nie naklaniaja do zakupow. Az ciezko uwierzyc ze to wciaz Indie!


31.12.2010.
O 6 rano ide zobaczyc jak obsluguje sie wielki chinskie sieci rybackie. Mam nadzieje ze ze chociaz jedna - dwie beda jeszcze w uzyciu. Jakie jest moje zdziwienie gdy okazuje sie ze nie tylko wszystkie dzialaja, ale gdy chwile stoje przy jednej z nich zaloga zaprasza mnie na platforme do pomocy. To ciezka praca, kazda para rak sie przyda! Kazda z tych XV wiecznych konstrukcji jest obslugiwana przez min. 5 mezczyzn. Polow nie jest jednak imponujacy: po godzinie pracy mamy nie wiecej niz 5-6 kg ryb. Pamietam jak ogladalem kiedys film dokumentalny o nabrzezu Cochin - przez mysl mi wtedy nie przeszlo ze bede mial okazje tam pracowac!!!
Niestety musze wracac do hotelu, poniewaz na dzisiaj mam zabukowany rejs lodzia po terenach zalewowych - sztandarawej atrakcji Kerali. Rzeczywiscie widoki sa urzekajace! Ciezko oderwac sie od aparatu. Okolo 6 godzin mija nie wiadomo kiedy. Dodatkowa atrakcjia jest przystanek w lokalnej wiosce oraz tradycyjny obiad: wieloskladnikowe thali podane na lisciu bananowca.
Wieczorem wybralem sie do teatru obejrzec kathakali - w skrocie pantonime o tematyce wzietej z hinduistycznych eposow, majaca swe korzenie w swiatynnych przedstawieniach, odbywajacych sie juz na poczatku naszej ery. Przedstawienie okazalo sie zaskakujaco interesujace.
Stary Rok zegnam na centralnym placu wraz z tlumem lokalnych mieszkancow i turystow z roznych stron Indii.

01.01.2011.
Pierwszego dnia stycznia odbywa sie w Cochin coroczny karnawal, przyciagajacy dziesiatki tysiecy widzow. Spodziewalem sie raczej tandetnego widowiska - spotyka mnie mila niespodzianka! Dobra organizacja, naprawde super atmosfera (ale do tego zdolalem sie juz przyzwyczaic w Cochin), slonie otwierajace pochod, kolorowe i ciekawe kostiumy. Ale najwieksze wrazenie wywieraja na mnie wspaniale zsynchronizowane grupy instrumentalno-taneczne. Tego opisac sie nie da, to trzeba zobaczyc (i uslyszec) samemu! Pod tym wzgledem Cochin przebija nawet slynny londynski karnawal Notting Hill. Impreza tak mnie wciagnela, ze o malo nie spoznilem sie na nocny autobus do Tamil Nadu. Juz wiem , ze te kilka dni bede dlugo wspominal!

02-04.01.2011
Wczesnie rano jestem juz w Maduraju - stan Tamil Nadu. Znowu problem ze znalezieniem pokoju, w wiekszosci hoteli nie ma wolnych miejsc. Po zakwaterowaniu najpierw wybieram sie zobaczyc miasto. Maduraj ma 1mln300tys mieszkancow i to sie odczuwa. Zatloczone ulice i halas klaksonow. Jednak nikt tu mnie nie zaczepia, brak natretnych naganiaczy, tak uprzykrzajacych zycie na polnocy Indii powoduje, ze poruszanie sie pieszo nie jest nieprzyjemne. Wieczorem ide po raz pierwszy do kompleksu swiatynnego Sri Meenakshi poswieconego bogu Shivie. Cos niesamowitego! Z cala pewnoscia jest to najpiekniejsza hinduistyczna swiatynia jaka do tej pory widzialem. Najbardziej okazale gopurny (ok. 50-cio metrowe) pochodza z XVI wieku, jednak zostaly poddane gruntownej renowacji przed kilkudziesieciu laty i prezentuja sie naprawde imponujaco. Jednak niektore z kamiennych kolumn staly tu juz 2000 lat temu. Szczegolnie te przedstawiajace wizerunki bogow robia ogromne wrazenie. Jednak najwspanialsza tutaj jest swiatynna atmosfera. Fascynujacy korowod pielgrzymow, czesto pokonujacych tysiace kilometrow, aby tylko pomodlic sie w Sri Meenakshi Temple. Co prawda, jak niemal we wszystkich hinduistycznych swiatyniach, obcokrajowcy nie maja wstepu do wewnetrznego sanktuarium, jednak tutaj nie przeszkadza mi to tak bardzo. Atmosfera przypomina mi troche sikhijski Amritsar, ale nie potrafilbym wybrac, gdzie podoba mi sie bardziej.
Juz wiem, ze bede musial dolaczyc to miasto do programu trampingu po Indiach Poludniowych, bo nie zobaczyc Maduraju to bylaby ogromna strata!

05.01.
O 6 ranu wsiadam do pociagu do Trichy. Dzisiejszy dzien zamierzam spedzic intensywnie. Najpierw jade przez cale miasto do kompleksu swiatyn Sri Ranganathaswamy, poswieconego bogu Vishnu. Wybudowane sa one na obszarze ok. 60-ciu hektarow i jest to jeden z najrozleglejszych obiektow kultu w calych Indiach. Jednak nie ma tu ani w czesci tej wspanialej atmosfery jaka odnalazlem w Maduraju. Po 3 godzinach jade do gorojacego nad miastem niewielkiego fortu i swiatyni Vinayaka poswieconej Ganeshy - sloniowemu bogu-opiekunowi. Dzien jest pochmurny, wiec widoki ze szczytu sa nienajlepsze niestety, choc wciaz warto wejsc na sama gore. Naprzeciwko wzgorza z fortem natomiast wybudowany jest piekny, neogotycki kosciol pod wezwaniem Matki Boskiej z Lourdes, bedacy replika bazyliki z tego francuskiego miasta.
Chociaz Trichy jest ciekawym miejscem, to nie odczuwam tu checi pozostania na jeden dzien dluzej.

06.01.
Ok. 11 godziny jestem juz w Thanjavur. Najpierw ide zwiedzic Palac Krolewski i mieszczace sie w jego obrebie muzea. Sam palac dosyc ciekawy architektonicznie, jednak zaslugujacy juz na miano ruiny. Kilka ciekawostek sprawia jednak, ze czas ktory tam spedzilem nie jest stracony. Nastepnie ide do wpisanej na liste swiatowego dziedzictwa UNESCO swiatyni Brihadishwara. Ten kompleks z X wieku jest najlepiej zachowanym obiektem wybudowanym w czasie panowania imperium Chola. Rzeczywiscie robi na mnie duze wrazenie. Wewnatrz poznaje mila rodzine (kilkudziesiecioosobowa), wraz z ktora zwiedzam poszczegolne swiatynie. Po pol godzinie jestem juz dla najmlodszych "wujkiem", a po dwoch zegnam sie z nimi, bo dzieciaki wlaza mi juz na glowe (doslownie).
Po obiadokolacji ide jeszcze na odbywajacy sie wlasnie festival klasycznych tancow hinduskich. Kazdego wieczoru w Thanjavur odbywaja sie dwa godzinne pokazy. Pierwszy zespol- no coz - dosc napisac, ze jestem dumny z siebie ze dotrwalem do konca... Natomiast drugi pokaz byl absolutna rewelacja! Godzina minela w mgnieniu oka. Wieksza czesc pokazu ogladalem przez wizjer aparatu, probujac zrobic dobre zdjecie. To byl naprawde trudny wybor - podziwiac taniec czy robic zdjecia. Ku mojemu zdumieniu organizator (chyba) zaprosil mnie po zakonczeniu wystepu na spotkanie z zespolem. Nie bylo to moze szalone "after party" - wypilismy po kubku herbaty - ale pozostalo bardzo mile wspomnienie i pamiatkowe zdjecie.

07.01
Dzien spedzony w autobusie. Trase z Thanjavur do Mettupalayam przejechaem z czterema przesiadkami. wW zadny6m miejscu nie czekalem na autobus dluzej niz 5! minut. W niewielu krajach system polaczen jest tak dobry jak w Indiach.

09.01.
O 7 rano wyjezdzam zabytkowa kolejka waskotorowa do polozonego w gorach Nilgiri Ooty. Po pieciu godzinach znajduje sie juz 2000 metrow wyzej, chociaz tutaj tez jest zaskakujaco goraco. Jednak temperatura gwaltownie spada po zmierzchu.Na szczescie mieszkam w uroczym, 100-letnim pensjonacie, ktory goscil jeszcze szukajacych ucieczki przed upalami angielskich kolonizatorow.

10.01.
Wybieram sie na calodzienny trekking z lokalnym przewodnikiem po okolicznych gorach oraz, co mnie najbardziej intweresuje, plantacjach herbaty. Jednak nawet bedac na punkcie widokowym trudno nie dostrzec, ze na kazdym wzniesieniu znajduje sie to dom, to wioska - coz, jestem w Indiach. Najwazniejsze ze plantacje herbaty sa naprawde malownicze. Trekking to tak naprawde spacer, Gory Nilgiri chociaz maja szczyty na ponad 2000 metrow, nie roznia sie od naszych Beskidow. Wieczor spedzam w miasteczku ktore slynie w Indiach m.in. z produkowanej domowymi sposobami czekolady o roznych smakach.

12.01.
Z hotelem w Ooty ciezko mi sie rozstac - milo bylo spedzic dzien czytajac sobie ksiazke w XIX wiecznym salonie. Jednak po 6 godzinach w wyjatkowo wygodnym autobusie jestem juz w Majsurze w stanie Karnataka. Slynny Palac Maharadzy jest bardzo ciekawy, jednak moim zdaniem troche go szpeci rozmieszczonych 90000 zarowek, ktore rozswietlaja jego kontury podczas swiat i w niedzielne wieczory. Jednak moze warto dla tego widoku? Niestety o tym sie nie przekonam - dzisiaj jest dopiero sroda. Wieczor uplywa mi na szukaniu odpowiedniego hotelu dla przyszlorocznego trampingu Gaudeamusa. Dzisiaj szkoda mi bylo czasu na szukanie po przyjezdzie, zostalem w pierwszym lepszym (i tanszym) hoteliku, ktory jednak nie grzeszy czystoscia...

13.01.
Ide obejrzec katedre sw. Filomeny. Po drodze mijem jeszcze bardzo fotogeniczny meczet. O dziwo w Majsurze najwieksze wrazenie robi na mnie wlasnie katolicka katedra w neo-gotyckim stylu. Moze dlatego ze to tak niespodziewany widok? Wielka, strzelista budowla ma zaskakujaco male i piekne wnetrze. Interesujace sa tez udostepnione dla zwiedzajacych katakumby. W poludnie upal robi sie juz nieznosny, wiec na wieczorny autobus do Hampi czekam w hotelowej restauracji.

14-16.01.
Hampi - miejsce, gdzie juz bylem przed kilkoma laty, nie moglem jednak odmowic sobie przyjemnosci powrotu tutaj. Co prawda aby tu dotrzec trzeba zboczyc o kilkaset kilometrow z glownych turystycznych szlakow, ale zdecydowanie warto to zrobic. Wspaniale i oryginalne krajobrazy, setki kamiennych ruin bedacych pozostaloscia imperium Vijayaganaru i swiatynie z tego samego okresu, rekompensuja z nawiazka trudy podrozy! Wedlug mnie jest to jedno z najciekawszych miejsc w Indiach.
Niestety tym razem mam pecha - trafiam tu w dniach, gdy Hindusi maja lokalne swieto. Doslownie tysiace rodzin odwiedza swiatynie, a na dodatek nie ma zadnych dodatkowych uroczystosci, ktore moglyby wynagrodzic mi ten zgielk i tlum na ulicach. Niedziele spedzam na rowerze, jezdzac posrod wzgorz, plantacji babanow i wlasnie obsadzanych poletkach ryzowych. Dopiero w poniedzialek wszystko wraca do normy i moge w miare spokojnie pozwiedzac swiatynie i pozostalosci palacu krolewskiego.







 

Mówią o nas

  • Te cztery kwietniowe dni miały się ciągnąć w nieskończoność J. Na szczęście tak nie było. Kurs przeminął szybko i w bardzo miłej atmosferze. Każdy dzień był nową niespodzianką. Szczególnie miło wspominam piątkowy wieczór,...Tomasz Dąbrowsk
  • Szkoda że tak mało ,świetni wykładowcy super się ich słucha nie nudzą i odpowiadają cierpliwie na zadawane nie raz z kosmosu pytania, dziękuje .......... Życzę Państwu wielu sukcesów i Wesołych Świąt Szkolenie w WarszawieIzabela Ptaszek

Nasze atuty

  • Ponad600

    Zorganizowanych wyjazdów i 6 000 szkoleń

  • 20 latna rynku

    Podróżujemy z Wami nieprzerwanie od 2003 roku

  • Gwarancja jakości

    Podróżujesz z pasją już od pierwszego dnia

  • 20

    20 wyspecjalizowanych przewodników