BORNEO - RELACJA Z PODRÓŻY MAGDY I MARCINA

Data publikacji: środa, 18 wrzesień 2013

Magda i Marcin Musiałowie
ŻYCIE W GĄSZCZU DESZCZOWEGO LASU
 

Magda i Marcin Musiałowie, piloci Biura Podróżniczego „Gaudeamus”. Podróżują i dzielą się tym co widzą i przeżywają. Są autorami artykułów o tematyce podróżniczej, napisali książkę „Tańce wśród Piratów, opowieść o marzeniach, które stały się rzeczywistością” opowiadającą o kulturze, religii i przyrodzie krajów Ameryki Południowej oraz Środkowej. Prowadzą stronę www.magdaimarcin.pl, można ich też znaleźć na facebooku „Magda i Marcin” oraz podczas wielu festiwali i slajdowisk podróżniczych.
Ps. Więcej informacji na temat książki znajdziecie na końcu artykułu

Borneo, największa wyspa Azji, to jedno z najbardziej dziewiczych miejsc na ziemi. To królestwo dzikiej natury, która rozwinęła tutaj liczne formy życia, niespotykane nigdzie indziej na świecie. Przyroda kipi zielenią deszczowego lasu, zaprasza do olbrzymich tajemniczych jaskiń i wabi pstrokacizną koralowych raf. Na skrajach lasów mieszkają rdzenne plemiona Borneo, najczęściej w pobliżu rzek. Pielęgnują z pokolenia na pokolenia przekazywane rytuały…
Przez wieki Borneo było „nietknięte” ludzką ręką. Plemiona mieszkały w lasach szanując naturę. Niestety, wraz z pojawieniem się cywilizacji i chęcią władzy nad nowymi terytoriami, dżungla szybko zaczęła zmieniać się. Zapragnęliśmy zobaczyć jak wygląda życie w gąszczu deszczowego lasu, by poznać i zrozumieć dżunglę.

Nosacze, makaki i krokodyle
Bako National Park położony jest nad Morzem Południowo-Chińskim. Chroni tropikalną dżunglę zamieszkałą przez liczne endemity oraz fragment namorzynowego lasu. To jedno z najpiękniejszych miejsc na Borneo. Znajduje się tu mnóstwo dzikich zwierząt, które można spotkać na wyciągnięcie ręki. Całe rodziny odwiedzają park, by odpocząć na łonie natury, oderwać się od codzienności, przeżyć dzień czy dwa w rytmie dżungli.
Docieramy na przystań, skąd odpływają łódki do parku. Można dostać się do niego wyłącznie rzeką. Wita nas tablica ostrzegawcza „uwaga, krokodyle, wchodzisz na własne ryzyko”, jednak najwyraźniej nie przemawia ona do większości przybyszów. Łódź wysadza nas na parkowej plaży. Ruszamy na szlak.
Już po kilku krokach dostrzegamy langursy, średniego wzrostu srebrzyste małpy odpoczywające w konarach rozłożystego drzewa. Spod futra samicy sterczy pomarańczowy ogon młodego langursa, który całym ciałem przytula się do niej. 
Kilkanaście kroków dalej po drzewach skaczą makaki. Wyglądają na słodkie niewiniątka, ale mogą być agresywne, jeśli tylko ma się ze sobą jakieś jedzenie. Potrafią skakać na turystów, wyrywać im banany z rąk i kraść reklamówki. Makaki mają bardzo ostre zęby i silny zgryz. Z łatwością są w stanie przegryźć twarde kości upolowanej zwierzyny.
Ścieżką wędrujemy przez bagna. W tej okolicy mogą być krokodyle, dlatego zwracamy uwagę na wszystko co się rusza dookoła. W wodzie dostrzegamy coś zdecydowanie mniejszego i szybko poruszającego się. Tuż przed naszymi nogami setki małych stworzeń pomyka z plaży do wody, uciekając przed wszystkim co jest większe od nich. To podskoczki mułowe. Wyglądają jak przerośnięte kijanki z dwoma łapkami i sterczącymi oczami. W rzeczywistości to ryby, choć bardziej przypominają płazy. Występują w wodach słonawych, które co jakiś czas opuszczają, wychodząc na ląd. Są drapieżnikami, żywią się owadami i robakami. 
Dochodzimy nad klif, skąd rozpościera się bajkowy widok na Morze Południowo Chińskie. Przed nami na turkusie morza malują się maleńkie zielone wysepki i zatoczki porośnięte dżunglą. Czujemy, jak morska bryza łagodzi piekącą nas od słońca skórę. Schodzimy z klifu na plażę i wskakujemy do wody, w nadziei na orzeźwiającą chwilę chłodu.  Woda jednak jest ciepła jak zupa!
Pomału czas wracać. Po drodze słyszymy szelest w koronach drzew. Podnosimy głowy i widzimy samice nosaczy – duże pomarańczowe małpy z charakterystycznym nosem w kształcie ogórka. Dostrzegamy też młodego samca pilnującego stada. Samce im starsze, tym mają większe nosy. Jeśli czują się zagrożone, machają swoim przyrodzeniem, mając nadzieję, że to odstraszy agresora. Małpy są jednak do nas przyjaźnie nastawione.
Podczas wędrówki towarzyszy nam muzyka. Śpiew ptaków miesza się z cykadami świerszczy, szelestem liści w koronach drzew i pohukiwaniem małp. Życie dżungli toczy się jej własnym biegiem, tworząc idealną harmonię między żyjącymi w niej zwierzętami. Słuchanie rytmu dżungli sprawia radość i uspokaja.

Długie domy, słodkie wino, gorące źródła
Long-house’y to tradycyjne domy malezyjskich plemion, zamieszkujących deszczowe lasy Borneo. Są stawiane na palach i budowane z bambusa. Udajemy się do Annah Rais, by je obejrzeć. Za drobną opłatą, możemy wejść do kilku zamieszkałych przez plemię Bidayuh domów udostępnionych do zwiedzania. 
Domy tworzą jak gdyby dwa rzędy „szeregówek” o wspólnym podwórku, zwróconych do siebie wejściowymi drzwiami. W takim long-house może żyć nawet kilkadziesiąt rodzin.
Plemię Bidayuh to ludzie bardzo drobni. Kobiety noszą czarne sukienki bez rękawów, wyszywane na kolorowo. Mają też dużo biżuterii w formie wzorzystych pasów zrobionych z tysięcy  małych koralików ponawlekanych na rzędy nitek.
Zostajemy powitani winem ryżowym. Jest słodkie i bardzo klarowne.
- Pycha! Kupmy sobie takie! – proponuje Marcin.
Zaraz znajduje się gospodyni, która handluje trunkiem własnej roboty. Za 10 ringitów kupujemy litrowe wino, co jak na Malezję jest świetnym dealem, gdyż alkohol jest tu chyba najdroższym towarem.
Po chwili inne gospodynie proponują nam inne artykuły. Misternie wykonane ozdoby z koralików, zioło z dżungli będące afrodyzjakiem, czy miejscową herbatę z kory drzewa zwaną barkabaras. Kusimy się na herbatę, gdyż ma ona właściwości chłodzące – pomaga organizmowi znieść wysoką temperaturę. Ponadto, napar wskazany jest dla osób chorujących na cukrzycę, gdyż reguluje poziom cukru we krwi. Bidayuh potrafią rozpoznać szczegółowo właściwości wszelkich roślin i użyć ich w celach leczniczych. Znajdują lekarstwa na swe choroby w otaczającej ich naturze. Mają również swoje ziele, zwane viagrą…
Od gospodyń dowiadujemy się, że możemy wybrać się na spacer do pobliskiego wodospadu. Ruszamy więc we wskazanym kierunku. Jest okrutnie gorąco, więc idziemy bardzo wolno. Słońce przypala nas niemiłosiernie. Im bardziej zmęczymy się, tym bardziej zasłużymy na ochładzającą kąpiel – motywujemy się w myślach. Słońce jednak dość mocno nam dokucza.
- Ja już dalej nie idę – po godzinie mówi Marcin, cały spocony.
- No to chodźmy zobaczyć, dlaczego stoi tu tyle samochodów.
Podchodzimy do parkingu, który wyrasta jak spod ziemi na wertepiastej drodze.
- Są tu gorące źródła! Chodźmy!
Pomysł wydaje się absurdalny, ale w gruncie rzeczy jeśli przyzwyczai się ciało do ciepłego, to łatwiej znosi się ukrop. Dlatego zamożniejsi lokalsi chętnie korzystają z takiej opcji. 
Jakże ogromne jest nasze zdziwienie, gdy widzimy kamienne kręgi z gorącą wodą… na rzece! Gorące źródło tryska spod górskiego strumienia. Utworzono trzy spore kręgi, w których można zakosztować kąpieli. Magda wchodzi do największego bardzo pomału. Woda jest tak ciepła, że momentalnie staje się czerwona. Marcin, po odsiedzeniu swojego pod zimnym prysznicem, również decyduje się na gorącą kąpiel. Do największego kręgu nie jest jednak w stanie wejść żadne z nas. Woda ma chyba z siedemdziesiąt stopni.
Kąpiel faktycznie działa na nas odprężająco. Relaks, jakiego doświadczamy, mocno ładuje nasze akumulatory. Odprężeni, wracamy ku long-housom, by przy zachodzącym słońcu jeszcze raz zaczerpnąć od Bidayuh łyk inspiracji życiem zgodnym z naturą.

W jaskini skarbów
Można powiedzieć, że Borneo to wyspa jaskiń. Zainteresowaniem turystów cieszą się przede wszystkim jaskinie Parku Narodowego Mulu (wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO), które są jednymi z największych i najpiękniejszych na świecie. My jednak wybieramy się do Parku Narodowego Niah. Tutejsza jaskinia, również gigantycznych rozmiarów, kryje najważniejsze azjatyckie znalezisko archeologiczne: ślady obecności człowieka sprzed 40 tysięcy lat.
Przechodzimy przez bramę Parku Narodowego Niah i schodzimy na pomost, gdzie czeka na nas łódka, przewożąca na drugą stronę rzeki. Dobrze przygotowanym szlakiem pokonujemy kilka kilometrów lasu deszczowego.
- Patrz, smok! – krzyczy nagle Marcin.
Tuż przed naszymi  oczami przelatuje około trzydziestocentymetrowa jaszczurka. Siada na drzewie i składa „skrzydła”. Wiemy z plakatu przy wejściu do parku, że na to zwierzę mówi się „latający smok”, albo draco. Występuje ono w lasach deszczowych Azji Południowo Wschodniej. Niektóre jego żebra są lekko wydłużone, draco może nimi ruszać. Pomiędzy żebrami znajduje się pofałdowana błona. Po rozłożeniu żeber z obu stron ciała powstaje mocno napięty żagiel, smok może szybować.
Docieramy do jaskini Niah. Już samo wejście uświadamia nam, jak wielka jest to pieczara. Wejście ma 60 m wysokości i 250 m szerokości, a cała jaskinia ciągnie się na długości kilku kilometrów. Czuć duszny smród o lekko ziołowej nucie. Magda zatyka sobie nos. To charakterystyczny zapach nietoperzowego guana.
Zaglądamy w każdy kąt, świecąc latarkami po sklepieniu pieczary. Widzimy z daleka skupiska nietoperzy, które osaczają nas wydawanym przez siebie dźwiękiem. Wędrując już z pół godziny, trafiamy na wąski korytarz, który jest zupełnie nieoświetlony. Przyświecamy sobie latarką, żeby widzieć cokolwiek. Nietoperze popiskują dość głośno, ani na krok nie jesteśmy sami. Nagle widzimy, jak snop światła rzucany przez naszą czołówkę zaczyna przygasać. Zawracamy. Dziwne, że szlak turystyczny, który codziennie odwiedza wiele osób, jest tak niedoświetlony. Nie ma ani jednej lampy, która rozpraszałaby ciemności wąskiego przesmyku.
Spod sklepienia jaskini zwisają długie belki. Służą one do wdrapywania się tutejszym ludziom, by mogli dostać się do gniazd jerzyków. Gniazda tych ptaków są zbierane i oczyszczane, wykorzystuje się je jako ekstremalnie kosztowny rarytas chińskiej kuchni… Przez lata dla mieszkańców jaskiń gniazda te stanowiły pożywienie, a guano było wykorzystywane do nawożenia ziemi pod uprawy.
Milion lat erozji odkrywa przed nami siłę, jaką posiada woda, nadając kształt kamiennemu podłożu. „Kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstością spadania” – mówi przysłowie…

Małpi Kubek w Kubah
Kubah National Park to dość młody obszar ochrony przyrody. Został założony w latach osiemdziesiątych, by chronić przepiękny fragment lasu deszczowego porastający łańcuch gór Serapi. Na wysokości około 500 m n.p.m. przez budujący góry piaskowiec przebija się dużo twardszy wapień, tworząc liczne przepiękne wodospady.
Najpierw udajemy się na najwyższy szczyt parku, Gunung Serpi, mający 911 m n.p.m. Z nieba leje się żar, ale nie przeszkadza nam to, by ochoczo wdrapać się na górkę. Otaczająca nas roślinność zadziwia. Mijamy paprocie wielkości wierzb płaczących, palmy z ostrymi kolcami, białe drzewa wysokości wieżowców czy ogromne drzewa o wielkich korzeniach podobne do kostarykańskiego ceibo. Mamy też szczęście zobaczyć śliczne dzbaneczniki, zwane tu „małpimi kubkami” – rośliny o kwiatach przypominających kubeczki. Podobno małpy wypijają z nich wodę.
Trud drogi zostaje nam wynagrodzony bajkowym widokiem. Za pasmem gór widzimy niebieskie wstążeczki rzek wpływające do jasno turkusowego morza, które w tajemniczym miejscu przelewa się w niebo. Oddychamy głęboko, by nasycić się spokojem pejzażu. 
Pokrzepieni zarówno poetycką chwilą obcowania z pięknem, jak i kupioną rano na straganie garścią daktyli, schodzimy wolno ku drodze do wodospadu. Wykarczowaną ścieżką schodzimy w dół, cały czas dziwiąc się owadom, które napotykamy. To kolorowe motyle-giganty, to najdłuższa stonoga, jaką kiedykolwiek widzieliśmy, to zabawny obły robak, który zwija się w ślimaka. Najbardziej jednak zaskakują nas pszczoły, które nie mają żądeł, budujące na drzewach gniazda w kształcie wałeczków.
W upale docieramy do wodospadu. Woda spada z dwudziestometrowej skały, tworząc swoiste naturalne spa. Wyrzeźbione strumieniem kamienie mają kształt ławek, które zapraszają „usiądź na nas, śmiało!”. Dajemy skusić się i zażywamy  chłodzącego masażu szyi i ramion. Ach, jak przyjemnie! Bez kontrolowania upływającego czasu, pluskamy się w chłodnej wodzie, doświadczając orzeźwienia i głębokiego odpoczynku. 

Nie sposób zgłębić bogactwa borneańskiej przyrody. Zadziwi ona każdego, choćby miał wygórowane oczekiwania. W Parku Narodowym Gunung Gading rosną czerwone raflezje, największe kwiaty świata, które mogą ważyć nawet 12 kilogramów. Śmierdzą jak padlina, żeby zwabić owady, które są w stanie je zapylić. Na północnym i wschodnim wybrzeżu rafa koralowa tworzy nieprawdopodobne podwodne pejzaże. Sippadan to jedno z dostarczających najpiękniejszych wrażeń miejsc nurkowych świata. Nurkując w Kota Kinabalu można spotkać żółwie morskie, wieloryby i rekiny. A na maleńkich wyspach otaczających Borneo możemy zobaczyć nawet smoki z Komodo, które nie wiadomo jak przeniosły się w te strony. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Warto doświadczyć spotkania z cudami natury i chronić je, by cieszyły też przyszłe pokolenia. Bo niestety, przyroda Borneo jest zagrożona. W ciągu sześćdziesięciu lat powierzchnia lasu deszczowego zmniejszyła się kilkakrotnie. Dżungla kurczy się w drastycznym tempie. Człowiek niszczy ją, by budować kopalnie i zakładać pola uprawne i plantacje. Borneańskie lasy nierzadko pochłania ogień. Dla ochrony pozostałej części lasu WWF Panda utworzył projekt „Serce Borneo”, do którego przystąpiły wszystkie trzy państwa położone na wyspie – Malezja, Indonezja i Brunei. Przynajmniej oficjalnie… Bo niestety w 36 z 41 parków narodowych tych krajów prowadzona jest systematyczna wycinka drzew i eksploracja gruntu… Borneo ciągle kryje w sobie wiele tajemnic. W ciągu trzech lat w projekcie „Serce Borneo” opisano 123 nowe gatunki zwierząt. Według raportu WWF, na obszarze Serca Borneo znajduje się również ponad 10 000 roślin endemicznych. Co miesiąc naukowcy odkrywają tu średnio 3 nowe gatunki zwierząt. Niestety, wraz z dewastacją lasów, rośnie również ilość zagrożonych gatunków roślin i zwierząt. Znajdują się na niej na przykład orangutany, które tracą swój naturalny habitat. Ludzie często wypalają trawy, co czasem przekształca się w ogromne pożary lasów. Mnóstwo zwierząt ginie wówczas w męczarniach… Człowiek chce zastąpić królowanie natury rządami chciwości… Kto zwycięży?

„Tańce wśród Piratów, opowieść o marzeniach, które stały się rzeczywistością”
Zobacz filmowy zwiastun książki: https://www.youtube.com/watch?v=jlwcMbDfKzQ
Zobacz recenzje: http://magdaimarcin.pl/?ksiazka-tance-wsrod-piratow-,297
Zakup książkę: http://katalog.wydawnictwowam.pl/?Page=opis&Id=66771
 

Mówią o nas

  • odnośnie kursu na którym miałem przyjemność uczestniczyć to chcę zaznaczyć że kurs obfitował w wiele bardzo ciekawych wykładów odnoszących się do organizacji wypoczynków grup zorganizowanych gdzie poznaliśmy po skrócie wszystkie...Ryszard Krzyściak
  • Szkolenie oceniam na 6. Przeprowadzone bardzo rzetelnie, dokładnie. Poparte aktami prawnymi i przykładami z prawdziwego zdarzenia. Gratuluję prowadzącemu i zapraszam w Sudety. Kurs w Legnicy Magdalena Cwenar

Nasze atuty

  • Ponad600

    Zorganizowanych wyjazdów i 6 000 szkoleń

  • 20 latna rynku

    Podróżujemy z Wami nieprzerwanie od 2003 roku

  • Gwarancja jakości

    Podróżujesz z pasją już od pierwszego dnia

  • 20

    20 wyspecjalizowanych przewodników